Ten dzień, w którym wszystko się zaczęło, rozpoczynał się wspaniale. Jak zwykle wstałam o 7:00. O 7:35 byłam już gotowa do szkoły. Moja szkoła leżała około 300 m od mojego domu, więc o 7:40 siedziałam pod klasą i czekałam na rozpoczęcie się lekcji. Pierwszą lekcją był angielski. Przerabialiśmy Shakespeare'a.
Zanim się obejrzałam nadszedł Lunch. Do jedzenia jak zwykle dali hot-dogi. Po zjedzeniu mojej porcji położyłam się na ławce. Rozmyślałam o tym jaką jestem szczęściarą. Mam duży dom, kochającą rodzinę i nigdy nie narzekam na brak pieniędzy. Z zamyślenia wyrwał mnie niski i głęboki głos.
- Siemka Alex! - otworzyłam oczy i zobaczyłam Will'a. W Will'u kocham się od szóstej klasy. Ma ciemne oczy, blond włosy i męski głos.
- Cze Will. - odpowiedziałam. - Chciałbyś coś ode mnie, że się tak gapisz?
Rzeczywiście patrzył się na mnie jakoś inaczej niż zwykle.
- Alexandro... Bo... Ja... No bo ja chciałbym... - jąkał się Will. To było dla mnie dużym zdziwieniem bo on nigdy się nie jąka. I nie nazywa mnie Alexandrą. - Alexandro da Venia czy chciałabyś... Pójść ze mną do... kina?
- Jasne Will! - wykrzyknęłam. Ale raczej nie powinnam tego robić, wszystkie 2600 par oczu spoglądało na nas z ciekawością. Zaczerwieniłam się jak burak, ale po chwili odpowiedziałam już spokojniej. - Jasne. Kiedy?
- Jutro po szkole. Może być?
- Tak, jutro mi pasuje.
- Alex! To niemożliwe! - piszczałą rozradowana Lucy. Lucy jest moją najlepszą przyjaciółką. Jest prześliczna, podoba się prawie wszystkim chłopakom w szkole. Ma długie blond włosy i niebieskie świecące oczka. Po prostu chodzący ideał, ale ja też jestem niczego sobie. Czarne włosy, czarne oczy... Tak, moje oczy są dosłownie czarne. Trudno odróżnić źrenice od tęczówek. - Ale to był na pewno Will?
- Lucy nie jestem ślepa!
- No tak masz rację. Ale ja tak bardzo się cieszę z twojego szczęścia!
- Dziękuję Ci Lucy.
Lucy poszła ode mnie o 21:00. Zmęczona wybieraniem ubrania na randkę od razu poszłam spać.
Już prawie zasypiałam, kiedy do pokoju wbiegła mama.
- Alex! Ubieraj się szybko! - szeptała.
- Ale po co?
- Mówię żebyś się ubrała! - teraz już mówiła.
Niezadowolona zwlekłam się z łóżka i ubrałam sweter i jeansy. Mama kazała mi spakować najpotrzebniejsze rzeczy i zejść do samochodu. Posłuchałam jej i już po dziesięciu minutach stałam w garażu przy samochodzie.
- Mamo co się dzieje? - zapytałam jej, kiedy pakowała torby do bagażnika.
- Wyjeżdżamy z Ameryki.